Zmierzała wolnym krokiem do mieszkania, które znajdowało się w
kamieniczce na końcu ulicy. Już dobrze widziała zarys starej budowli w której
mieszkała już ponad trzy lata ze swoją najlepszą przyjaciółką. Minęła kilku
sąsiadów z którymi przywitała się i nim się obejrzała stała na klatce
schodowej. Do pokonania miała jeszcze dwa piętra, gdzie znajdował się jej azyl.
Tam mogła już zdjąć niewygodne buty, odstawić torebkę, a co najważniejsze
zasiąść w fotelu z gorącą herbatą i książką w dłoni.
Od progu powitał ją cudowny zapach dania, które było specjałem jej
współlokatorki. Dakota skończyła szkołę gastronomiczną i z racji jej
zamiłowania do gotowania to ona sporządzała posiłki w tym mieszkaniu. Erica z
kolei uwielbiała porządek, więc jej przypadało sprzątanie łazienki, kuchni i
korytarza. Ich obowiązki były rozłożone bowiem po równo, aby żadna przypadkiem
nie mogła się nudzić.
- Hej – uśmiechnęła się różowo-włosa do swojej przyjaciółki odzianej w
fartuszek kuchenny.
- Siadaj, właśnie nakładam – uśmiechnęła się miło blondynka, wskazując
na stół przy którym miała usiąść Erica. – Jak w pracy?
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i zaczęła wspominać o dzisiejszym
dniu. Pracowała jako przedszkolanka w pobliskim przedszkolu. Od dziecka mówiła,
że będzie opiekować się małymi ludźmi, mając na myśli najmniejsze pociechy.
Często też pomagała w szkole muzycznej w której dyrektorowała jej matka.
Dzisiejszego dnia do jej grupy dołączyła dziewczyna. Dość zamknięta w
sobie, śliczna, blondyneczka o niebieskich jak ocean oczach. Od razu przykuła
ona uwagę Eriki. Nie dlatego, że była nowa, a dlatego, że nic nie mówiła.
Uśmiechała się jedynie nieśmiało, wskazując na zabawki, którymi chciała się
aktualnie bawić.
- Nic? Kompletnie nic? – zdziwiła się blondynka. – Jakie dziecko przez
osiem godzin nie wypowie żadnego słowa? Rodzice jej język ucięli?
- Nie mam pojęcia, Dak – wzruszyła ramionami różowo-włosa. – Odbierała
ją jakaś starsza kobieta, jak przypuszczam jej babcia, jutro zamienię z nią
słowo. Jak minął Twój dzień?
- Cudownie! – klasnęła z entuzjazmem dziewczyna.
Tak zazwyczaj mijały im popołudnia, które każdego dnia były inne.
Oczywiście jak miały to w zwyczaju, zaraz po obiedzie sprzątały po sobie w
kuchni, ubierały się ciepło i wychodziły na spacer, zahaczając o ich ulubioną
kawiarenkę w której kupowały gorące napoje, bądź coś słodkiego do skosztowania
w domu. Czasem odwiedzały rodziców, chodziły na cmentarz, do parku czy po
prostu spacerowały starówką.
Tego dnia postanowiły odwiedzić wspólnego przyjaciela, który spoczywał
na pobliskim cmentarzu. Jak zwykle kupiły one kwiaty, znicz i szły na grób,
zawzięcie o czymś dyskutując.
- Teraz nagle ma do Ciebie problem, że farbujesz włosy? – zirytowała
się dziewczyna. – Może jeszcze Ci powie, że nie możesz tego robić bo jesteś za
gruba, bez urazy rzecz jasna.
- Daj spokój – zaśmiała się Erica. – Widziała jak wyglądam, gdy mnie
przyjmowała. A propos mojego ciała i wagi. Dostałam pismo od lekarki, że muszę
schudnąć.
- Niby dlaczego?
- Dla zdrowia organizmu – wytłumaczyła. – Ja się sobie podobam, ale
jeśli mam to zrobić to zrobię – uśmiechnęła się i poczuła, jak ktoś zderza się
z nią.
- Uważaj jak chodzisz gruba świnio – warknął facet, mierząc wzrokiem
Erikę.
- Proszę wybaczyć, że zajmuję tak dużo miejsca na chodniku, aby nie
starczyło go dla pana. Mój błąd – złapała się za pierś, udając, że boli ją to
miejsce, a na twarzy ukazał się wyraz bólu. Blondynka zaśmiała się cicho za
przyjaciółką, widząc jak facet robi się czerwony, a jego dłonie zaciskają się w
pięści. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Erika mu odpowie. Sądził, że uda, iż
tego nie słyszała i pójdzie dalej.
- Następnym razem zamiast obżerania się pączkami, proszę zjeść sałatkę
– wskazał głową na siatkę z cukierni.
- Proszę wybacz, oczywiście. Zapomniałam, że ludzie tacy jak ja, nie
mogą jeść słodkiego. Mogę się poświęcić, ale jeśli nie ma pan pieniędzy na
pączki to proszę powiedzieć, a nie udawać idiotę – syknęła, wyciągając siatkę
przed siebie i wręczając ją mężczyźnie. – Oby panu smakowało i poszło w bary –
zaśmiała się i odeszła, szepcząc do przyjaciółki. – Co za gbur.