czwartek, 22 czerwca 2017

Prolog

Zmierzała wolnym krokiem do mieszkania, które znajdowało się w kamieniczce na końcu ulicy. Już dobrze widziała zarys starej budowli w której mieszkała już ponad trzy lata ze swoją najlepszą przyjaciółką. Minęła kilku sąsiadów z którymi przywitała się i nim się obejrzała stała na klatce schodowej. Do pokonania miała jeszcze dwa piętra, gdzie znajdował się jej azyl. Tam mogła już zdjąć niewygodne buty, odstawić torebkę, a co najważniejsze zasiąść w fotelu z gorącą herbatą i książką w dłoni.
Od progu powitał ją cudowny zapach dania, które było specjałem jej współlokatorki. Dakota skończyła szkołę gastronomiczną i z racji jej zamiłowania do gotowania to ona sporządzała posiłki w tym mieszkaniu. Erica z kolei uwielbiała porządek, więc jej przypadało sprzątanie łazienki, kuchni i korytarza. Ich obowiązki były rozłożone bowiem po równo, aby żadna przypadkiem nie mogła się nudzić.
- Hej – uśmiechnęła się różowo-włosa do swojej przyjaciółki odzianej w fartuszek kuchenny.
- Siadaj, właśnie nakładam – uśmiechnęła się miło blondynka, wskazując na stół przy którym miała usiąść Erica. – Jak w pracy?
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i zaczęła wspominać o dzisiejszym dniu. Pracowała jako przedszkolanka w pobliskim przedszkolu. Od dziecka mówiła, że będzie opiekować się małymi ludźmi, mając na myśli najmniejsze pociechy. Często też pomagała w szkole muzycznej w której dyrektorowała jej matka.
Dzisiejszego dnia do jej grupy dołączyła dziewczyna. Dość zamknięta w sobie, śliczna, blondyneczka o niebieskich jak ocean oczach. Od razu przykuła ona uwagę Eriki. Nie dlatego, że była nowa, a dlatego, że nic nie mówiła. Uśmiechała się jedynie nieśmiało, wskazując na zabawki, którymi chciała się aktualnie bawić.
- Nic? Kompletnie nic? – zdziwiła się blondynka. – Jakie dziecko przez osiem godzin nie wypowie żadnego słowa? Rodzice jej język ucięli?
- Nie mam pojęcia, Dak – wzruszyła ramionami różowo-włosa. – Odbierała ją jakaś starsza kobieta, jak przypuszczam jej babcia, jutro zamienię z nią słowo. Jak minął Twój dzień?
- Cudownie! – klasnęła z entuzjazmem dziewczyna.
Tak zazwyczaj mijały im popołudnia, które każdego dnia były inne. Oczywiście jak miały to w zwyczaju, zaraz po obiedzie sprzątały po sobie w kuchni, ubierały się ciepło i wychodziły na spacer, zahaczając o ich ulubioną kawiarenkę w której kupowały gorące napoje, bądź coś słodkiego do skosztowania w domu. Czasem odwiedzały rodziców, chodziły na cmentarz, do parku czy po prostu spacerowały starówką.
Tego dnia postanowiły odwiedzić wspólnego przyjaciela, który spoczywał na pobliskim cmentarzu. Jak zwykle kupiły one kwiaty, znicz i szły na grób, zawzięcie o czymś dyskutując.
- Teraz nagle ma do Ciebie problem, że farbujesz włosy? – zirytowała się dziewczyna. – Może jeszcze Ci powie, że nie możesz tego robić bo jesteś za gruba, bez urazy rzecz jasna.
- Daj spokój – zaśmiała się Erica. – Widziała jak wyglądam, gdy mnie przyjmowała. A propos mojego ciała i wagi. Dostałam pismo od lekarki, że muszę schudnąć.
- Niby dlaczego?
- Dla zdrowia organizmu – wytłumaczyła. – Ja się sobie podobam, ale jeśli mam to zrobić to zrobię – uśmiechnęła się i poczuła, jak ktoś zderza się z nią.
- Uważaj jak chodzisz gruba świnio – warknął facet, mierząc wzrokiem Erikę.
- Proszę wybaczyć, że zajmuję tak dużo miejsca na chodniku, aby nie starczyło go dla pana. Mój błąd – złapała się za pierś, udając, że boli ją to miejsce, a na twarzy ukazał się wyraz bólu. Blondynka zaśmiała się cicho za przyjaciółką, widząc jak facet robi się czerwony, a jego dłonie zaciskają się w pięści. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Erika mu odpowie. Sądził, że uda, iż tego nie słyszała i pójdzie dalej.
- Następnym razem zamiast obżerania się pączkami, proszę zjeść sałatkę – wskazał głową na siatkę z cukierni.

- Proszę wybacz, oczywiście. Zapomniałam, że ludzie tacy jak ja, nie mogą jeść słodkiego. Mogę się poświęcić, ale jeśli nie ma pan pieniędzy na pączki to proszę powiedzieć, a nie udawać idiotę – syknęła, wyciągając siatkę przed siebie i wręczając ją mężczyźnie. – Oby panu smakowało i poszło w bary – zaśmiała się i odeszła, szepcząc do przyjaciółki. – Co za gbur. 
Szablon
©Sleepwalker
WS